„Wysłuchajmy raz jeszcze legendy…”

Przemyślenia na temat II Generacji BIONICLE

Rok 2015 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki w kinie i popkulturze zwiastowały jakoweś powroty i nadzwyczajne zdarzenia.

Zdecydowałem się na sparafrazowanie dzieła Sienkiewicza. W poprzednim roku do kin powróciło wiele znanych serii, takich jak Jurassic World czy Terminator: Genisys. Światem gier zawładnął Wiedźmin. Na święta dostaliśmy przepiękny prezent od Disneya, to jest pierwszy film nowej Trylogii Gwiezdnych Wojen (i do tego masę gadżetów, a nawet grę). Muszę przyznać, rok był obfity.

Obfity też dla fanów LEGO, a szczególnie jednej linii. Otóż po pięciu latach przerwy powróciła, w odświeżonej wersji, seria BIONICLE. Perypetie Obrońców wyspy Okoto, poszukujących Masek Mocy i zwalczających zło zbudziła dawno uśpione społeczności fanów. Nowa seria została wzbogacona o miniserial, magazyny, konkursy i ekskluzywne produkty promocyjne.

Czy jednak powrót był udany? Czy odrodzona seria odniesie taki sam sukces, co poprzednia generacja? Nazywam się Wartunate, a to moje wrażenia o BIONICLE 2015/16.

„Jesteśmy w domu”

Klimat i środowisko nowej serii w niewielkim stopniu odbiega od od tych z pierwszych lat poprzedniej generacji. Mamy dziewiczą, zniewoloną przez zło wyspę. Tubylcy, kierowani przez starszyznę, ukrywają się przed niebezpiecznymi stworzeniami. Maski Mocy czekają na chętnych przygód śmiałków. Zły czarownik wykorzystuje swoje marionetki do niecnych celów. Miasto Twórców Masek spowija złowieszczy Mrok. Tylko szóstka mężnych herosów może przywrócić ład i porządek. Dzięki tym zabiegom klimat wrócił do swoich korzeni. Brak w nim (jak na razie) podwodnych misji poszukiwawczych, powietrznych bitew w środku mechanicznego robota czy walk gladiatorów. Pomimo tego, że wielkość złowrogich stworzeń (Skull Spider czy Shadow Trap) jest dopasowana pod numer buta Pohatu, mam nadal nadzieję, że tegoroczne bestie godnie zastąpią Rahi z wyspy Mata Nui. Można zasugerować, że po wielu latach oczekiwań, w końcu jesteśmy w domu.

Pogrom mitu

Legenda wyspy Okoto skupia się na historii rodzeństwa, twórców masek – Ekimu i Makucie. Ten drugi, zazdrosny o talent brata, łamie święte prawo i tworzy maskę o niespotykanej dotąd mocy. Artefakt przejmuje kontrolę nad swoim stwórcą, dochodzi do bratobójczej walki. Ekimu zdziera maskę z twarzy Makuty. Uderzenie było tak potężne, że obaj wojownicy zapadają w sen nieprzespany, a maski zostały porozrzucane po wyspie. Legenda logiczna, inspirowana na tej z 2001 roku. Przyznam, spodobała mi się. Co więc mi się nie podoba? Dalsze losy Toa. Wojownicy już w pierwszym sezonie budzą Ekimu, co wydaje się też logiczne – ktoś musi im wykuć nową zbroję. Ja, miłośnik poprzedniej generacji, troszkę się na tym zawiodłem. Nie ma bóstwa takiego jak Mata Nui, którego zbudzenie jest najważniejszą misją, no i oczywiście misji tej nie widać końca. Drugim problemem jest główny przeciwnik. Kim on dokładnie jest? Czy to zazdrosny o talent brata Makuta (który chyba śpi, jak mniemam), Maska Ostatecznej Zagłady (która już wcześniej popisała się złowrogą naturą i przejęła kontrolę nad właścicielem), czy wymieniane często w animacjach promocyjnych – czyste, abstrakcyjne zło.

Odrodzenie Legendy?

Jakże trudnym wyzwaniem jest podsumowanie figurek nowej generacji BIONICLE. Gdybym miał narysować funkcję mojego zachwytu setami do czasu, wyszłaby prawie idealna cosinusoida. Prawie. I tu po raz pierwszy (w tej pracy) zacznę wstawiać nową myśl w zwykłym paragrafie. Bo i myśli przychodzą inne na widok każdej połowy serii.

Zima 2015 to rok nostalgii. Po obejrzeniu pierwszych zdjęć Mistrzów byłem bardziej zachwycony powrotem starych bohaterów niż wyglądem setów. I chyba nie tylko ja, bo nawet tak znany fanom BIONICLE Metru Nui Legacy stworzył serię grafik nowych Toa, stylizowanych na lata 2001-2002.
Pomimo paru technicznych błędów (takie jak ręce u Narmoto i Izotora) uznałem falę za udaną. Nawet Lord Pająków Zagłady (hic!), uznawany przez niektórych za zbyt małego przeciwnika dla Toa (a dla mnie za godnego następcę starych Rahi) przypadł mi do gustu.

Letnia fala początkowo mnie rozczarowała. Spodziewałem się więcej bestii, a zamiast tego dostałem szkielety. Z czasem przywykłem do nadmiaru przeźroczystych części i uznałem sety za co najmniej porządne. Bo i co może mieć bardziej trafiony klimat BIONICLE, jak nie motyw Voodoo? Eleganckie maski, nowe części i – nareszcie – łuki! Tego było mi potrzeba, by uznać drugą generację za nową historię, a nie za wspomnienia minionych lat.

Rok 2016 to nowi Toa – więksi, z nowym mechanizmem i maskami (lepszymi od tych z 2015). Na pierwszy rzut oka broń może wydawać się słabo zaprojektowana, ale fani już zadbali o to, bym był nią zachwycony – zmodyfikowana (jak na przykład szpada Gali, masłak Pohatu czy – idealnie przedstawiony w pewnym humorystycznym filmiku na YT  – dwustronny miecz Tahu) wpadła mi bardziej w oko. O istotach napiszę tylko dwa słowa – są urocze. I, co najważniejsze – mój faworyt nowej generacji – Umarak (i dziwna interpretacja, że jeleń-zwierzyna stał się łowcą), który jest esencją tego, jak powinien wyglądać prawdziwy myśliwy w świecie fantasy. Ogromne poroże, racice z pazurami czynią go Okotorańskim odpowiednikiem wiedźmińskiego biesa. Części sideł na jego ramionach tworzą coś, co przypomina kołnierz. Do tego łuk i „mały” nóż myśliwski. O takim secie mówię, że ma jaja.

I, na koniec, lato 2016. Nie będę ukrywał mojego rozczarowania. Bestie posiadają fatalnie zaprojektowane ręce – nielogiczna konstrukcja dłoni Storm Beast czy ogólny brak jednej dłoni u Quake Beast. Do tego włożone na siłę części imitujące kryształy. Trudno mi jest zrozumieć projektantów. Letnia fala setów Hero Factory z 2011 roku została ciepło przyjęta, a zwierzęta wyglądały naprawdę ładnie. Dlaczego więc teraz stworzono humanoidalne bestie, bezsensownie uzbrojone w fatalnie zaprojektowaną broń.  Mimo wszystko, parę poprawek dobrego MOCera powinno poprawić ich wygląd, a nawet odtworzyć ducha starych Rahi (przecież głowy bestii tak bardzo przypominają pysk Muaki!).

Moje ulubione sety? Z zimy 2015 – Pohatu i Nilkuu; z lata 2015 – Skull Warrior; Z zimy 2016 – Terak, Pohatu i Umarak; Z lata 2016 – Ekimu i Storm Beast.

Opóźnione otwarcie

Premierze niemalże każdej serii LEGO towarzyszą ekskluzywne produkty, magazyny, kilkuodcinkowe seriale, karty, plakaty i inne formy nagłaśniania. LEGO BIONICLE zostało przedstawione na Comic-Conie. Prezentacja opierała się na zaprezentowaniu zwiedzającym legendy Okoto oraz podarowaniu im prezentu – przeźroczystej Maski Ognia. I… Tyle. Racja, pojawiła się seria krótkich animacji (które zresztą bardzo mi się podobały, ze względu na oprawę graficzną i liczne odniesienia do poprzedniej generacji), konkursy (ach, te złote Kanohi), nawet gra w jednym z numerów CD-Action. To prawda, pierwszy magazyn można już kupić w kioskach, wcześniej pojawiła się książeczka z grobową maską Ekimu. Wszystko jest, ale… Wszystko to rozłożyło się w czasie. Nie było wielkiego wybuchu. Nie wydaje mi się, że przeciętny konsument zauważył powrót wielkiej legendy, hitu serii LEGO. Animacje, inspirowane na popularnej grze Mata Nui Online Game, zniknęły już rok później. Styl graficzny nowego serialu nie jest zły, tylko po co tak wcześnie odchodzić od starego pomysłu? I dlaczego nie stworzyć nowego MNOG-a? Nowa generacja powinna dostarczyć klientom gorące powitanie, a później dać im małą stabilizację.

Polskie tłumaczenie jak na razie nie należy do mojej ulubionej części powrotu BIONICLE. I nie chodzi tu o nazwy setów, ponieważ LEGO nie oszczędziło żadnej figurce braku nadania tytułu (Mask Grinder, Master of Fire). Wpadki w tłumaczeniu – takie jak święty miecz Ekimu czy zmiana płci Korgot – to motywuje jedynie do szlifowania języka angielskiego.

Podsumowując, nowa generacja ma swoje plusy i minusy. Niedoróbki w niektórych figurkach, brak celu godnego Don Kichota i kiepskie polskie tłumaczenie – to główne mankamenty ostatnich dwóch lat. Na szczęście seria ma więcej zalet – ładne figurki i logiczna fabuła jest tym, co uważam za najmocniejsze strony G2. Jeśli nic w historii i setach się nie pogorszy, to możemy mieć pewność, że seria będzie trwać długo, a legendy Okoto zostaną tak samo ciepło zapamiętane przez fanów, jak te z wyspy Mata Nui.

To już wszystko na dzisiaj. Jeśli wasza opinia na temat nowej serii nie do końca jest podobna do mojej, to zachęcam do dyskusji. Trzymajcie się. Cześć.


Autor:
Opublikowano: 17-07-2016

Kategoria:
Tagi:
, , , , , , , , ,
Wartunate-avatar

O Autorze


Jeśli wydaje Wam się, że teorie polityczne to efekt pechowej zapałki wylosowanej na zebraniu, to macie rację - wydaje wam się. Więc jeżeli interesują Was, tak jak i mnie, analizy wojen i politycznych intryg oraz inne gdybania na temat społeczności świata BIONICLE, to śmiało mogę Was nazwać moimi Czytelnikami. Co po pracy? Przede wszystkim Gwiezdne Wojny, książki, filmy i komiksy.

Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
~llwyd Blaidd
7 lat temu

Świetny artykuł i trafne moim zdaniem podsumowanie.

toa tuhi
toa tuhi
7 lat temu

Głównym problemem drugiej generacji jest w moim odczuciu strona marketingowa. Nie wiele się widzi reklam nowego bio a fabuła jest dość słabo dostępna co czyni ogólny wizerunek mniej ciekawy niż np w przypadku ninjago które posiada wieloodcinkowy serial telewizyjny.

Onepu
Redaktor
7 lat temu
Reply to  toa tuhi

Moim zdaniem umieszczenie serialu wyłącznie na płatnej platformie jaką jest Netflix jest trochę strzałem w stopę. Póki co mam wrażenie, że oglądają go wyłącznie ci zatwardziali fani, a dzieci (do których jest skierowany) mają w ten sposób utrudniony dostęp do niego (mogą nie wiedzieć o Netflixie, a jeśli wiedzą to ich rodzice nie muszą koniecznie chcieć zapłacić za subskrypcję).