Zdjąć Legendy Mata Nui z cokołu

Krytyczna analiza BIONICLE: Legends of Mata Nui

Gry komputerowe spod znaku LEGO BIONICLE wywołują wiele skrajnych emocji. O ile na przykład Mata Nui Online Game z 2001 roku nadal cieszy się wielką popularnością i szacunkiem wśród fanów, tak sequel – Mata Nui Online Game II: The Final Chronicle – jest już oceniany znacznie mniej jednoznacznie, a wspomnienie o produkcjach takich jak BIONICLE: The Game albo BIONICLE Heroes to już sposób na wywołanie burzy. Mimo to istnieje jeszcze jedna gra BIONICLE, która wciąż zajmuje szczególnie miejsce w sercach fanów, porusza ich wyobraźnię i skłania do dyskusji… Szkopuł w tym, że nigdy nie ujrzała światła dziennego, a mowa oczywiście o BIONICLE: Legends of Mata Nui.

250px-BIONICLE_The_Legend_of_Mata_Nui_Box_Art

BIONICLE: Legends of Mata Nui miało zostać wydane jesienią 2001 roku na komputery osobiste jako gra platformowo-przygodowo-logiczna opowiadająca pierwszy rozdział sagi BIONICLE. Produkcję tworzyła firma Saffire Corporation, odpowiedzialna również za inną grę wideo o przygodach biomechanicznych mieszkańców wyspy Mata Nui – BIONICLE: Quest for the Toa, znane wcześniej jako BIONICLE: Tales of the Tohunga (zmiana tytułu wynikała oczywiście ze sporu na linii LEGO-ludność maoryska) – na konsolę Game Boy Advance. Niestety, z powodu licznych błędów, premiera gry została odwołana. W wyniku tego głównym nośnikiem fabuły 2001 roku stał się MNOG, a po BIONICLE: Legends of Mata Nui zostały tylko liczne szkice koncepcyjne, screeny, fragmenty gameplayu oraz płyty CD z wersją beta gry, na temat których można znaleźć wiele sprzecznych informacji – według niektórych źródeł dodawane były do nielicznych z pierwszych egzemplarzy zestawów Toa Mata, inni natomiast twierdzą, że znajdują się one w posiadaniu LEGO i nielicznych osób prywatnych.
Jedna rzecz jest jednak pewna – BIONICLE: Legends of Mata Nui wciąż wzbudza masę emocji, a tajemnicze płyty z wersją beta gry urosły do rangi białego kruka cenniejszego niż którakolwiek rzadka Maska Kanohi w nietypowym kolorze. Produkcja Saffire Corporation była przez lata źródłem wielu dyskusji, spekulacji, a nawet teorii spiskowych. Co więcej, dla dużej liczby fanów wciąż stanowi ona symbol niedotrzymanych obietnic związanych z BIONICLE, a niektórzy z nich żywią w stosunku do LEGO urazę o to, że gra nigdy nie ujrzała światła dziennego, w przeciwieństwie do darzonych powszechną niechęcią BIONICLE: The Game czy BIONICLE Heroes. Mógłbym tutaj rozwodzić się godzinami na temat dziecinnego i roszczeniowego podejścia niektórych miłośników serii, próbujących wybłagać od LEGO dostęp do kodu źródłowego gry albo absurdalnych teorii spiskowych snutych przez osoby, które nie przyjmują do wiadomości, że oficjalne stanowisko LEGO w tej sprawie (mówiące, że produkcja gry została wstrzymana, ponieważ nie spełniała ona standardów jakości firmy) najprawdopodobniej było prawdziwe, ale chcę zamknąć tę kwestię jednym zdaniem: Legendy Mata Nui przeszły do legendy.

screen1

Natomiast jeśli chodzi o mnie, ani trochę nie rozumiem zamieszania wokół tej gry. Owszem, dostępne w serwisie YouTube gameplaye prezentują się ciekawie – ale “ciekawie” jest tu słowem-kluczem, bo tym właśnie dla mnie jest B:LoMN (nie mylić z filmem BIONICLE: Legends of Metru Nui, którego skrót tytułu brzmi tak samo) – ciekawostką do obejrzenia i zapomnienia. Natomiast użytkownicy anglojęzycznych grup dyskusyjnych o BIONICLE zdążyli wykreować ją na coś w rodzaju anty-B:TG, porównując te dwie produkcje ze względu na miejsce akcji i przynależność do gatunku trójwymiarowych platformerów. I choć przyznaję im rację, że produkcja Argonaut Games jest przepełniona większymi lub mniejszymi bugami, mało satysfakcjonująca, a oprócz tego straszy teksturami o rozdzielczości znaczka pocztowego i śmieszy dubbingiem często zakrawającym o autoparodię, jestem w stanie posunąć się do stwierdzenia, że jest bardziej dynamiczna i efektowna od nieukończonego dzieła Saffire Corporation.

Oczywiście B:LoMN wygrywa z B:TG pod względem klimatu, a cutscenki, chociaż całkowicie pozbawione słów, przekazują fabułę lepiej niż te w produkcji Argonautów. Jednak to, co powinno stanowić najważniejszy aspekt każdej gry komputerowej, czyli rozgrywka, prezentuje się w najlepszym przypadku średnio. Pierwszą kwestią, jaką chciałbym tu poruszyć, jest sterowanie, które zdaje się cierpieć na bolączkę wielu starych platformówek 3D, popularnie nazywaną „tank controls” (co można dosłownie przetłumaczyć jako „czołgowe sterowanie”). Pod tym pojęciem kryje się to, że by pokierować postać w jakimś kierunku należy ją najpierw obrócić, a następnie ruszyć naprzód naciskając strzałkę w górę lub wycofać się przy pomocy strzałki w dół. Nie potrafię określić, czy w tym przypadku do obracania głównego bohatera miały służyć strzałki na boki (na co wskazywałyby plany wydania tej gry również na Playstation) czy myszka (jak można by wnioskować po kropce na środku ekranu, najpewniej pełniącej rolę celownika), ale istnieją powody, dlaczego próżno szukać któregokolwiek z tych dwóch rozwiązań w większości współczesnych gier platformowych. Na domiar złego, Onua (bo to właśnie Onu-Wahi jest jedynym poziomem w grze, do którego można było uzyskać dostęp) wydaje się ociężały – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że reaguje na komendy gracza z opóźnieniem. Żeby było jeszcze dziwniej, gdy Toa Ziemi zatrzymuje się, jego animacja biegu po prostu gwałtownie urywa się.

screen4

Jednak o ile tego typu błędy miały najprawdopodobniej zostać wyeliminowane wraz z postępem prac nad produkcją, w grze da się zauważyć również złe decyzje projektantów, które zostały podjęte świadomie i pewnie trafiłyby do gry w takiej formie, w jakiej mieliśmy okazję je oglądać. Jednym z najpopularniejszych zarzutów kierowanych w stronę BIONICLE Heroes czy BIONICLE: The Game jest to, że Toa, zamiast korzystać ze swoich unikalnych mocy żywiołów albo chociaż wykorzystywać broń białą do walki, po prostu plumkają laserami. Jednak o ile w BH ataki Toa były różnorodne i w jakiś sposób odpowiadały charakterowi ich żywiołów, a w B:TG animacja ataku była przynajmniej choć trochę dynamiczna, tak w przypadku Legends of Mata Nui wygląda na to, że po prostu miało się smażyć niemilców ciągłym, nieznośnie piszczącym, zielonym promieniem śmierci. Tak, istnieje duże prawdopodobieństwo, że system walki w LoMN miał polegać na staniu w miejscu jak słup soli, naciskaniu jednego przycisku i czekaniu, aż wróg zniknie. Co prawda zaobserwowałem również możliwość walki wręcz, ta jednak przypominała raczej odganianie natrętnych much.
Inną decyzją twórców, jaka wydała mi się wyjątkowo dziwaczna, są wydawane przez napotkanych Matoran robotyczne piski. Co prawda można by się sprzeczać, że może miały zostać zastąpione przez jakieś inne, bardziej organiczne odgłosy albo dubbing, ale osobiście wątpię, by autorzy włożyli pracę w stworzenie dźwięku, który i tak miał zostać później usunięty, więc zgaduję, że pozostałby on w grze na stałe.

screen5

W ogólnym rozrachunku, zainteresowanie, jakim cieszy się BIONICLE: Legends of Mata Nui, jest dla mnie podręcznikowym przykładem zjawiska społecznego, które jest ciekawsze niż obiekt, wokół którego się kręci. Czytanie spekulacji i dyskusji na temat tej gry zawsze dawało mi dużo więcej frajdy niż oglądanie jakichkolwiek materiałów z niej. Jednocześnie nieco dziwi mnie to, jak wiele emocji były w stanie wywołać te nagrania z – sami przyznajcie – dość skromnie prezentującej się rozgrywki. I o ile tak długo, jak są to uczucia pozytywne, nie ma tu żadnego problemu, tak po co na przykład złościć się lub smucić na coś, na co nie ma się wpływu? W końcu BIONICLE: Legends of Mata Nui nie musiało być wcale świetną grą, choć niektórzy przez lata zdawali się przyjmować to za pewnik. I nie namawiam tu oczywiście do tego, by porzucić zainteresowanie plotkami na temat produkcji Saffire Corporation całkowicie, przecież sam z przyjemnością je śledzę. Zachęcam wyłącznie do spojrzenia na nią krytycznym okiem i pozbycia się dziecinnej roszczeniowości w stosunku do LEGO – najwyższa pora zdjąć Legendy Mata Nui z cokołu…


Użyte w artykule screenshoty pochodzą z serwisów Unseen64, Mask of Destiny i Biosector01. Przepraszam za ich niską jakość.


Autor:
Opublikowano: 07-08-2016

Kategoria:
Tagi:
, , , , , , , , , , ,
Onepu-avatar

O Autorze


Jestem Onepu i nienawidzę Was wszystkich... Jeśli jednak koniecznie chcesz wiedzieć o mnie coś więcej to proszę - interesuję się BIONICLE od 2002 roku, moim pierwszym zestawem był Gahlok Va, a pierwszym Toa - Gali Nuva, co wpisywało się w moje ówczesne bezwarunkowe uwielbienie do wszystkiego co niebieskie, które jednak od tego czasu zdążyło mi minąć. Poza BIONICLE interesuje się również szeroko pojętą grafiką i rysunkiem, animacją poklatkową, grami komputerowymi oraz filmami.

Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
toa tuhi
toa tuhi
7 lat temu

co do robotycznych dzwięków matoran to jestem pewien że miały one zostać bo w samym MNOGu matoranie także wydają jedynie takie mechaniczne odgłosy. natomiast sam gameplay z tej gry wydaje się być bardzo podobny do tego z B:TG (który swoją drogą bardzo mi się podobał gdy byłem młodszy. choć z drugiej strony podobało mi się wówczas wszystko co okraszone logiem bonkli :p). choć przyznaję że o grach mam znikome pojęcie więc może to tylko moje odczucia.

llwydBlaidd
7 lat temu
Reply to  Onepu

No to trzeba było napisać, że piszczeli, bo „robotyczne dźwięki” to dość szerokie pojęcie. A poza tym, ten tekst jest tak samo dobry jak te, które czytałam w gazetach typu „Click”, „Play” czy „CD-Action”.

Lego fan
Lego fan
7 lat temu

Generacja 3(G3)będzie opowiadała kontynuacje bionicle G1 gdzie się pojawią nowi i stare postci

Zarian
Zarian
7 lat temu

Będzie artykuł o tej anulowanej grze o Metru Nui, miało demo z Matau

Zarian
Zarian
7 lat temu
Reply to  Zarian

To miało być pytanie jakby co